niedziela, 20 lutego 2011

Wariacja na temat American Cookies


Mamo, jestem chora! -mam ochotę krzyczeć na całe obolałe gardło. Czasy, kiedy fajnie było być chorą, bo nie trzeba było iść do szkoły, już za mną.
Nie ma też pysznych kanapek i herbaty w termosie, cichutko pozostawionych wczesnym rankiem na nocnym stoliku przez mamę, w towarzystwie leków i notki z wytycznymi kiedy i jaki syrop po jedzeniu wziąć trzeba.
Więc spędzam weekend w domu. Z gorączką i tak dalej. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie zwlekła się choć na chwilę z łóżka i nie zmajstrowała czegoś w kuchni.
Z tego, co jest.
Więc ciastka amerykańskie: duże i słodkie jak jasny pieron ciasteczka, w mojej wersji z fistaszkami i mleczną czekoladą, i z daktylami zamiast rodzynek. Pyszne! wychodzi ich bardzo dużo, ale jak twierdzą dziewczyny z Domowych wypieków, mogą długo stać zamknięte w puszce. Naprawdę warto je upiec, choćby tylko dla pięknego zapachu, który towarzyszy ich pieczeniu.
Moim współlokatorom, którym z resztą bardzo dziękuję za opiekę, sprawunki i pyszne obiadki, bardzo smakują.

Składniki na 27 ciastek:

- 200 g rozpuszczonego masła,
- 1,5 szklanki cukru,
- łyżka ekstraktu z wanilii,
- 2 całe jajka + jedno żółtko,
- 3 szklanki mąki pszennej (ja użyłam 1,5 mąki pszennej i 1,5 żytniej),
- czubata łyżeczka sody,
- 1/2 łyżeczki soli.

- 100 g pokrojonej czekolady (użyłam mlecznej, jeśli wolicie gorzką, możecie zwiększyć ilość cukru w ciastkach, choć i tak pewnie będą słodkie),
- 100 g orzeszków ziemnych,
- 50 g pokrojonych daktyli (lub rodzynek, jeśli wolicie).

W misce łączymy masło, jajka, żółtko, cukier i ekstrakt z wanilii. W drugim naczyniu mieszamy ze sobą mąkę z solą i sodą, dodajemy orzechy, czekoladę i daktyle, mieszamy.

Łączymy zawartości obu naczyń, dokładnie mieszamy wszystkie składniki. Masa jest dość kleista, formujemy z niej kule wielkości małych mandarynek (powinny być duże, wtedy ciastka będą miękkie w środku i chrupiące z zewnątrz, więc powstrzymajcie się przed zmniejszaniem ich rozmiarów). Odkładamy na deskę podsypaną solą i wstawiamy do lodówki na min 4 godziny (w oryginale wyczytałam 8-12 godzin, nie byłam aż tak cierpliwa, a efekt był bardzo zadowalający, więc...).

Układamy po 9 kulek ciasta na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, w sporych odstępach od siebie i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na około 16 minut. Ciepłe ciasteczka są bardzo miękkie, więc nie zdejmujemy ich od razu z blachy, lecz pozwalamy im chwilkę odpocząć.

Podobno najlepsze po dwóch dniach, długo utrzymują świeżość, są wspaniałe.

Bon appetit!


8 komentarzy:

  1. Przypomniałaś nam jak one wspaniale smakują i ten zapach...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja ostatnio przechodzę fazę ciasteczkową;D bardzo podobne ciacha mam w planach, ale i z tego przepisu chętnie skorzystam (jakoś pieczenie ciastek jest dla mnie najlepszym sposobem na odreagowanie stresu;)

    OdpowiedzUsuń
  3. jakie kuszace te ciasteczka, chetnie bym sobie je schrupala:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohh...u mnie w domu z chorowaniem było tak samo. Na kuchennym blacie termos z herbatą, żebym nie poparzyła się przy samodzielnym wykonywaniu ;-) i śniadanie oraz cała tabelka z lekami...W sumie chorowanie przy Mamie nie było takie straszne.
    W towarzystwie takich ciastek też może nie być aż tak okropne, skoro ma się siłę je zrobić ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Pyszne ciasteczka. Gdyby tak sobie pochrupać...

    OdpowiedzUsuń
  6. chorowanie jest takie smutne..
    ale dobrze, że ciasteczka słodkie.

    OdpowiedzUsuń
  7. mmmm.. takie ciasteczka idealnie osłodzą nawet najgorszą chorobę!
    (i ból powracającej zimy)
    pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  8. O. Wyglądają na rasowe ciastka amerykańskie:)) Spróbuje je zrobić w niedalekiej przyszłości.
    pozdrawiam:) fajny blog:)

    OdpowiedzUsuń