Dobry deser nie jest zły, niezależnie od okazji, zgodzicie się?
To był mój debiut jeśli chodzi o Pannę Cottę, dlatego nie wygląda idealnie. Miałam małe trudności z bezszwankowym wyciągnięciem jej z foremki.
Przepis pochodzi z Kwestii Smaku, polecam gorąco wszystkim zapracowanym i nielubiącym się z piekarnikiem. Pannę Cottę robi się błyskawicznie, trzeba tylko pamiętać, że musi kilka dobrych godzin postać w lodówce, dlatego najlepiej zrobić ją dzień wcześniej.
Składniki na 4 spore porcje:
- łyżeczka agaru (wegetariańskiej żelatyny, lub 2 łyżeczki żelatyny spożywczej)
- 250 ml śmietanki kremówki (30 %),
- 250 ml mleka pełnotłustego,
- 80 g cukru,
- laska wanilii,
- łyżka ekstraktu z wanilii.
Dodatkowo:
- konfitura malinowa lub z czarnej porzeczki, albo ulubiony mus owocowy,
- sos karmelowy: 2 łyżki śmietanki, łyżka mleka i dwie krówki- wszystko razem mieszamy i podgrzewamy aż krówki się rozpuszczą.
Agar rozpuszczamy w dwóch łyżkach zimnej wody, odstawiamy.
Do garnuszka wlewamy śmietankę, mleko, cukier- podgrzewamy aż cukier się rozpuści. Następnie dodajemy ekstrakt z wanilii i ziarenka z jednej laski wanilii. Doprowadzamy do zagotowania i szybko odstawiamy.
Do mikstury wlewamy agar, mieszamy szybko. Gdy agar się rozpuści, wlewamy masę do czterech kokilek lub filiżanek i odstawiamy do wystygnięcia, a następnie do lodówki na minimum 5 godzin, najlepiej na całą noc.
Aby ułatwić sobie wyciągnięcie deseru z foremek, zanurzamy je na kilka sekund w gorącej wodzie i obkrawamy delikatnie ostrzem noża.
Podajemy z ulubionymi dodatkami.
poniedziałek, 14 lutego 2011
Panna Cotta waniliowa w dwóch odsłonach
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
pięknie podana. na każdy wyjątkowy (i nie tylko) dzień.
OdpowiedzUsuńmasz rację - dobry deser nie jest zły, niezależnie od okazji :)
OdpowiedzUsuńwspanialy deser:)
OdpowiedzUsuńNie wygląda idealnie? Dobre sobie.
OdpowiedzUsuńMarzy mi się taka panna cotta ;-)
ta wersja walentynkowa ;]
OdpowiedzUsuńhihi, idealna na to święto.
ale obie wersje są niebywale kuszące.
Mój Luby uwielbia panna cottę, więc będę musiała mu chyba zrobić jak tak się uśmiecha do mnie z tych zdjęć :) efektem się pewnie pochwalę u siebie na blogu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Trudno mi się zdecydować, którą wersję wolę. Wolę obie ;-)
OdpowiedzUsuń